Niedawno wpadły mi w oko patchworki zszyte z regularnych sześciokątów. To bardzo stary wzór, znany pod nazwą
Mosaic lub
Honeycomb (
Mozaika lub
Plaster Miodu). Poniżej zdjęcie quiltu z 1820 roku, które znalazłam na
stronie wielkiej znawczyni starych quiltów,
Patricii L. Cummings.
Na spodniej stronie tego quiltu widać niewyciągnięte papierki - skrawki starych listów. Być może dzięki temu usztywnieniu, patchwork ten przetrwał w doskonałym stanie aż do dzisiaj.
Sześciokąty szczególną popularność zyskały podczas Wielkiego Kryzysu. W czasach niedostatku, twórcze i przedsięborcze kobiety wykorzystywały każdy skrawek tkaniny, aby uszyć coś, co ogrzeje rodzinę. Mniejsze lub nieco większe sześciokąty świetnie się do tego nadawały. Najpopularniejszym wówczas wzorem stał się
Grandmother's flower garden, czyli
Kwiatowy ogródek babuni, z charakterystycznym układem kolorowych kwiatów otoczonych pojedyńczym rzędem sześciokątów w jednym kolorze, wyobrażającym ogrodowe ścieżki.
Ten patchwork uszyła ok. 1930 roku Hattie R. Conley Atkinson, żona farmera z Illinois. Quilt ma wymiary 71 na 87 cali, czyli ok. 180 na 220 cm. Obecnie znajduje się on w Muzeum Stanu Illinois.
Na równie starym quilcie, przechowywanym przez Towarzystwo Historyczne Stanu Nebrasca, oprócz prostych kwiatów, heksagony tworzą gwiaździste klomby.
Na patchworkowych blogach i zdjęciach w
Pinterest widać, że wzory oparte na sześciokątach nie zestarzały się, wciąż są inspiracją i powracają, nie tylko w tradycyjnych, ale również bardziej nowoczesnych projektach.
Jeśli nie chcecie robić dużego patchworka, sześciokąty można wykorzystać do aplikacji lub uszycia mniejszych przedmiotów.
Sześciokąty są bardzo wciągające. Sama szybko (może za szybko - zobaczymy, jak będzie z realizacją) zdecydowałam, co uszyję z heksagonów - chciałabym, żeby to była narzuta do sypialni, duża - ok. 190 na 210 cm, w całości uszyta ręcznie i z wełnianym wypełnieniem. Moje sześciokąty mają bok 3 cm. Na razie boję się nawet policzyć, ile tych maleństw potrzebuję na całą narzutę :-)
Ale już pierwszego dnia urósł ich spory stosik. Na zdjeciu widać, co jest potrzebne do zrobienia jednego elementu - sześciokąt wycięty z papieru, odpowiedni, trochę większy kawałek materiału (są różne techniki - przycinanie w sześciokąty lub kwadraty - ja stosuję kwadraty, bo jest szybciej), szpilka (lub wsuwka, lub spinacz - do umocowania papierka wewnątrz sześciokątu), mocna nitka do do fastrygowania - mam nadzieję, że zużyję do tego nici w okropnym buropomarańczowym kolorze, które na pewno nie przydadzą mi się do niczego innego.
To w co sześciokątach jest bardzo przyjemne, to ich poręczność. Przygotowane "składniki" można zabrać ze sobą wszędzie, dlatego to świetny projekt na wakacje. Ich fastrygowanie i zszywanie jest bardzo relaksujące.
I jeszcze kilka przydatnych linków:
Macie może własne doświadczenia z sześciokątami i rady dla początkujących (jak ja) - podzielcie się z nami w komentarzach!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiem, że pewnie to głupie pytanie... ale co się dzieje później z papierem w sześciokątach?
OdpowiedzUsuńFastrygę się wypruwa i papierki wyjmuje się po zszyciu całości patchworka, przed połączeniem go z wypełnieniem i spodem :-)
OdpowiedzUsuńdużo pracy... ale efekt świetny :)
Usuń