Pewnie nie tylko mnie w zeszłym tygodniu dopadły refleksje na temat przemijania, smutku, zawołania
Carpe Diem i wspomnienia nastoletnich wzruszeń. Cały czas się zastanawiam, jak pogodzić tempo codziennego życia i wymagania, jakie sobie stawiam, z jednoczesną potrzebą oddechu i zatrzymania się. Jak nie robić 5 rzeczy na raz (i żadnej z nich porządnie :-) ), tylko skupić się na jednej. Jak znaleźć więcej przyjemności w codziennych czynnościach? Tylko, że ja chciałabym niemożliwego - zwolnić, nie zwalniając, z niczego nie rezygnując. Łatwiej oczywiście jest na wakacjach, z dala od obowiazków. Zwykłe rzeczy, jak przygotowanie i zjedzenie śniadania, mogą stać się wtedy świętem, słońce, lekki wiatr i stół na tarasie same do tego zapraszają, by po prostu celebrować chwilę.
Zazwyczaj przed wyjazdem robię (nierealistyczny) plan, chcę dokończyć mnóstwo projektów, trochę popracować, większość z tego się nie udaje, co tylko mnie frustruje. Tym razem w planie była 1 rzecz - szycie. I udało się, kilka dni spędzonych na krojeniu i prasowaniu, potem zszywaniu kolorowych pasków - jakie to przyjemne! Jak teraz to uczucie przenieść do codziennego życia? (głos wewnętrzny mówi: czas wstawić pranie i zmywarkę, przygotować obiad, posprz....stop! cicho!)
Od początku wakacji w weekendy rozwijam koncepcję placków na śniadanie - były już kokosowe, z płatków owsianych, klasyczne pankejki, a ostatnio, zainspirowana genialnymi
naleśnikami z mąki żytniej z przepięknego bloga
Coutellerie, doskonalę przepis na placuszki żytnie. W ostatnią niedzielę udały się pysznie, więc podzielę się przepisem:
Na 2 bardzo łakome osoby:
2 jajka, 1 szklanka mleka ryżowego (może być zwykłe krowie lub inne roślinne) - rozbić trzepaczką. Dodać 1 1/3 szklanki mąki żytniej i szczyptę soli - wymieszać, aż nie będzie grudek. Dodać 1 szklankę wody gazowanej i 2 łyżki roztopionego masła. Odstawić na kwadrans lub dłużej, żeby ciasto "odpoczęło". Powinno mieć konsystencję gęstej śmietany.
Dodać owoce - tutaj borówki amerykańskie i jabłka (prosto spod drzewa
:-) ), pokrojone w niewielkie cienkie plasterki, ale mogą być maliny,
banany, jagody etc. Smażyć na suchej patelni niewielkie placuszki, na rumiano z obu stron.
Ponieważ jem takie placki z miodem i masłem (ale rozpusta :-) ), nie dodaję do ciasta cukru, ale jeśli chcecie, możecie dodać 1-2 łyżki drobnego cukru.
Ciekawi jesteście, co uszyłam? Postanowiłam wyjść ze swojej kolorystycznej "strefy komfortu" (udało mi się nie użyć szarego w quilcie, dopiero pojawił się jako spód i lamówka :-) ), długo "chodziły" za mną tkaniny Anny Marii Horner z
kolekcji Field Study, dołożyłam do tego
intensywny fiolet, róż, purpurę i piękny, głeboki granat.
Już od dawna miałam ochotę na uszycie czegoś w jodełkę, więc skorzystałam
z tutoriala Maureen Cracknell. Na panele zużyłam różne niewymiarowe resztki ociepliny bawełnianej (połączyłam je zygzakiem w długie pasy).
Jak zwykle, najżmudniejsze było prasowanie tkanin i cięcie pasków - zajęło mi to popołudnie i wieczór.
Za to samo szycie poszło gładko - losowo wybierałam paski i doszywałam je od razu na ocieplinę.
Tak się prezentuje gotowy top - ma wymiary ok. 150 x 210 cm, uszyty jest z 8 wąskich paneli.
Kanapkowanie - zawsze kojarzy mi się z pokłonem, jaki trzeba złożyć swojej ciężkiej pracy i powstałemu dziełu :-) A teraz się zastanawiam nad pikowaniem - ręcznie, czy maszynowo, proste linie czy jakiś bardziej skomplikowany wzór?